Nie ma w zasadzie tygodnia, żeby policjancie nie byli wzywani do kradzieży w jakimś sklepie. Kradnie się wszystko, kradną starzy i młodzi. Młodych jest więcej.
Sklepy, kradzieże towaru w różnym asortymencie wliczają już na początku w swoje koszty. Bo kradnie się na potęgę i nasze miasto nie jest od tej zasady wyjątkiem. Może nie mamy tu tak dużo sklepów markowych, ale to nie ma znaczenia dla złodziei. Kradnie się nawet w warzywniaku.
Właściciele większych sklepów do każdej, nawet najdrobniejszej kradzieży, wzywają policję. - Niestety, złodzieje pilnują się, żeby fanty nie przekroczyły wartości 250 złotych, bo do 250 złotych to wykroczenie i niewiele tak naprawdę można zrobić. Tym bardziej, że sprawy się komplikują, gdy nie mamy dowodu w postaci nagrania, a tak delikwent ma świadków, którzy twierdzą, że ten ktoś nie brał tego z półki tylko mu to podrzucono, na przykład ochrona sklepu - mówi kierownik jednej z sieci handlowych, proszący o anonimowość.
Najczęściej po sklepach buszują osoby czekające na okazję. Gdy nikt nie widzi, do kieszeni trafia paczka chipsów, dezodorant, ale równie często alkohol. W warzywniaku są to naprawdę drobne kradzieże. - Przyjdzie kilku młodzików, zrobią tłok, a potem tylko widzę przez okno, jak jedzą jabłko czy banana - mówi pan Grzegorz, właściciel sklepu w centrum miasta. W jego warzywniaku nie ma miejsca na sprzęt nagrywający obraz. - Szkoda pieniędzy, bo mam kogoś ścigać za jabłko za 18 groszy? Każdy sąd by mnie wyśmiał - dodaje pan Grzegorz.
Inaczej jest w marketach. Tam jest ochrona, wszędzie są kamery i trwa namierzanie. - Różne bywają przypadki, od kradzieży bułek, przez alkohol po elektronikę. Każda sprawa jest przez nas ścigana, taka polityka właścicieli - mówi kierownik jednej z sieci. Sklepy markowe zainstalowały bramki i alarmy, ale nie wszędzie zdaje to egzamin. W marketach kosmetycznych jest problem z dezodorantami czy perfumami. - Próbki oferujemy teraz przy kasie, bo szybko znikały, albo kończyły się w ciągu tygodnia, choć sprzedaliśmy jedną czy dwie buteleczki produktu - mówi pani Monika z galerii "Hosso".
Kamery pomagają odświeżyć pamięć klientom, którzy choć złapani na gorącym uczynku, wypierają się drobnej kradzieży. Policjanci znają te historie na pamięć. Nie ma weekendu, w którym radiowozy nie stałyby pod jakimś sieciowym sklepem. Tak rosną statystyki dotyczące przestępczości osób, jak nie bójki czy narkotyki, to kradzieże. Wystarczy zresztą wybrać się do większego sklepu. Nie brakuje w nich miejsc, gdzie są wystawy z ujęciami z kamer z osobami, które połasiły się na cudze mienie i oczywiście zapomniały położyć je na taśmie w kolejce do kasy (przeczytaj informacje kołobrzeg).
Ostatnią kategorią złodziei, powoli odchodzącą do lamusa, to desperaci, czyli tacy, którzy wpadają do sklepu, wiedzą, że są obserwowani, kradną i uciekają. Najczęściej kończy się to nocą spędzoną w areszcie, jak w przypadku pościelowego złodzieja (zobacz informacje kołobrzeg). Pościel miała być na prezent...
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.