Prze Sądem Pracy w Kołobrzegu toczy się sprawa o przywrócenie do pracy dwóch urzędniczek, które dostały wypowiedzenia w wyniku reorganizacji Urzędu Miasta. Pełnomocniczka prezydent Anny Mieczkowskiej podtrzymywała, że to właśnie decyzje o zmianach struktury magistratu stały za tym, aby z niektórymi osobami się pożegnać. I choć typowano pracowników, którzy nabyli prawa emerytalne, zwracano uwagę także na ich zaangażowanie w pracę i efektywność. Pomiaru tej efektywności wykonano w 2016 roku. I faktycznie, sędzia Paweł Eliasz pytał pracowniczki, dlaczego ich rozpiętość zadań była taka a nie inna i dlaczego robiły to, co robiły. Urzędniczki się broniły, zasadniczo rozwijając zakres swoich obowiązków i wskazując, że teraz prezydent broni się, że nic nie robiły przez 12 lat i nagle postanowił ich zwolnić. Sędzia pytał także o wykaz pracy przy komputerze, godzinowo niski. Pracownice odpowiadały, że wykonywały swoja pracę nie tylko przy komputerze, albo komputerach podłączonych w badaniu. Dodatkowo, sędzia pytał, dlaczego tak długo za to przeglądały strony internetowe. Z wykazu wynika, że były to setki minut. Jedna z urzędniczek miała nawet za to dostać naganę, o co wnioskowała sekretarz Ewa Pełechata, ale zdania tego nie podzielił prezydent Janusz Gromek i jej nie ukarał. Sytuacja więcej miała się nie powtórzyć.

W całej sprawie nie to jest jednak interesujące. Uwagę zarówno sądu, jak i nas, zwróciły zeznania pracownicy Wydziału Spraw Obywatelskich, która wskazywała, że reorganizacja to fikcyjna przesłanka jej zwolnienia, a za sprawą stoją manipulacje podczas wyborów w Urzędzie Miasta. Nie będziemy podawać nazwiska urzędnika wysokiego szczebla do czasu zakończenia sprawy w sądzie, a także zakończenia czynności prokuratury, która bada obecnie sprawę. – Naszym obowiązkiem było sprawdzić, czy dane osoby zamieszkują we wskazany miejscu. Nie chciała, żebyśmy sprawdzali, czy ludzie zamieszkują w Kołobrzegu. Pisała na wniosku, że ww. osoba zamieszkuje w Kołobrzegu. W takiej sytuacji nie szłyśmy na kontrolę i decyzja nie była wydawana przez nas. Przed 2 turą wyborów było bardzo dużo wniosków o dopisanie do spisu. W pierwszej turze, w gminach ościennych ludzie głosowali u siebie, a w drugiej turze głosowali u nas – mówiła zwolniona pracownica. Jednocześnie wskazywała, że miała konflikt z urzędniczką wysokiego szczebla, dowodząc, że gdy ta zeznawała przed sądem, że takiego konfliktu nie było, to było zwykłe kłamstwo. Wskazywała, że ta osoba bardzo brzydko zachowywała się wobec niej, a także innych osób, w tym naczelniczki wydziału. Co ciekawe, naczelniczka, dzień po swoich zeznaniach w sądzie, odebrała w Urzędzie Miasta wypowiedzenie zmieniające. Magistrat twierdzi, że to przypadek… - Wyzywała nas od ku…w: te twoje ku…y i ten twój kur…ski wydział robicie mi schody. Chyba wystraszyła się konferencji Bieńkowskiego i podpisała decyzje – zeznawała.

To nie koniec szokujących zeznań. Pracowniczka zeznawała, że wysoka rangą urzędniczka wnioskowała o podmiankę dokumentów. – Poprosiła o wyjęcie z akt opinii radcy prawnego, który też został zwolniony – pani Mariola Maksymowicz. Żadne dokumenty nie zostały wyjęte – zeznawała urzędniczka. Wskazywała, że to właśnie brak współpracy w tym zakresie stoi za fikcyjną reorganizacją. Przypomniała, że następnie miała miejsce próba włamania do szafki w wydziale, po której, dokumenty zabezpieczyła policja. Pisaliśmy o tym na naszym portalu.

Sprawa trwa dalej. Sąd postanowił przesłuchać kolejnych pracowników Urzędu Miasta. Michał Kujaczyński, rzecznik prasowy prezydenta nie uznał za stosowne komentować sprawy, gdyż dotyczy ona czasów poprzedniego prezydenta. Zeznaniom urzędniczek przysłuchiwała się prezydent Anna Mieczkowska, więc zna ich treść. Skontaktowano nas z urzędniczką wysokiego szczebla, ale nie wydała ona oficjalnego komentarza w sprawie zeznań pracownicy magistratu. Stwierdziła jedynie, że to kłamstwa.

Otrzymaliśmy stanowisko do przedmiotowego artykułu od Michała Kujaczyńskiego, rzecznika prasowego prezydenta: "W związku z zamieszczonym „Ten twój kur..ski wydział” – szokujące zeznania urzędniczki” oświadczam, że Urząd nie zamierza komentować zeznań poszczególnych osób w toczącym się postępowaniu sądowym. Z pewnością zapoznamy się z protokołami z przesłuchań, a urzędnicy, którzy uznają że zostali w nich pomówieni będą dochodzić swoich racji w odrębnych postępowaniach. Dodam, że sprawa rejestru wyborców kontrolowana była kilkukrotnie – zarówno przez komisję rewizyjną Rady Miasta jak i komisarza wyborczego. Do dziś Urząd nie ma, żadnego sygnału, iż którykolwiek z organów podjął czynności zmierzające do postawienia zarzutów w w/w sprawie".