Mają podziemne garaże i jedyne co mogą, to do nich wlecieć, bo droga została zablokowana przez sąsiada. Zero pomocy od urzędników, policji czy strażaków...

O sprawie ustawienia betonowych blokad przed wjazdem do garaży podziemnego na terenie wspólnoty przy ul. Giełdowej i Dubois pisaliśmy w ubiegłym tygodniu (przeczytaj). Mieszkańcy od czwartku nie mogą korzystać ze swojej własności, nie mają dojazdu do garażu, do swoich boksów, nie mogą wyjechać samochodami, bo te nie mają skrzydeł. Mieszkańcy poprosili nas o interwencję, bo wszystkie niemal służby ich zlekceważyły i wysłały gdzie indziej, byle dalej od siebie. Pomoc obiecał jedynie prezydent Janusz Gromek. Zadzwonił do właściciela nieruchomości, który postawił blokadę, ale ten na jej zdjęcie - tylko do wyjaśnienia całej sprawy - nie zgodził się.

- Każdy nas wysyłał do kogoś innego - mówi jedna z poszkodowanych właścicielek. - Straż pożarna do straży miejskiej, straż miejska na policję, policja nie chciała z nami rozmawiać bo miała Sunrise, a starostwo powiedziało, że sami jesteśmy sobie winni - załamuje ręce kobieta. Zarówno mieszkańcy jak i dziennikarze byli zdziwieni faktem, że może istnieć nieruchomość, a zwłaszcza garaż, bez dostępu do drogi publicznej. - Znaleźliśmy prawnika, który nam pomaga, udało nam się znaleźć gdzie powstał błąd dzięki panu Marianowi Jagiełce. My w swoich aktach notarialnych na działce, którą kupił nasz sąsiad, mamy prawo przejazdu, postoju i przechodu. Tyle, że jak wynika z dokumentów, w pewnym momencie właściciel działki połączył, a służebność gruntowa wobec nas znikła. Normalnie nie do wiary! - tłumaczy kobieta.

Sprawa ma trafić na policję, a być może także do prokuratury. Jeśli strony się nie porozumieją, trafi zapewne do sądu. Do tematu powrócimy.


KOMENTARZ

Drodzy urzędnicy, policjanci czy strażacy. Drodzy, bowiem wiemy, ile kosztujecie nas podatników co roku. Wiecie czym się różni człowiek od urzędnika? Biurkiem. Czasami, obok procedur i przepisów, warto poświęcić chwilę klientowi, który ma problem i w gąszczu przepisów nie orientuje się w sytuacji. Dla was, fachowców, szkolonych zwłaszcza teraz szczególnie intensywnie za pieniądze publiczne, nie powinno to stanowić problemu. Cieszę się, że tradycyjnie te sprawy zostawiacie dla nas i nie pozwalacie zginąć nam, dziennikarzom, z głodu. Takie proste, a tak skomplikowane. Ciekawe jak szanowni strażacy gasiliby pożar w takim garażu. Znowu skarżyliby się na brak dojazdu do środka? Policja miała Sunrise, widać była głucha na prośby obywateli, nawet dzielnicowy i jego pies z kulawą nogą byli tak zajęci, że hasło bliżej ludzi, to jednak wciąż za daleko. Jest problem. Ludziom trzeba pomóc go rozwiązać. W Kołobrzegu wciąż jednak najłatwiej jest powiedzieć: "To nie my, to oni". To nie tylko spychologia. To traktowanie swoich obowiązków jako zwykłej pracy, a nie służby publicznej, na którą wielu tak często się powołuje. Przykre.