Nie potrafiła Platforma, związkowcy nie mogli się naprosić polityków do PO zbliżonych, pomogły zbliżające się wybory. Po wczorajszej konferencji prasowej, Janusz Gromek dostał ultimatum od SLD i Wioletty Dymeckiej (zobacz). Do czasu sesji absolutoryjnej miał zamknąć temat przedstawicieli załóg w radach nadzorczych spółek miejskich. Warto przypomnieć, że to prezydent podjął decyzję o ich usunięciu. Formalnie miał argument, bo albo nie mieli oni kwalifikacji do  zasiadania w radach nadzorczych, albo prawo nie przymuszało prezydenta do tego, aby obsadzać pracownikami stanowiska w radach. Gdy zapadała decyzja, związkowcy protestowali, że to odwet za patrzenie zarządom na ręce i informowanie opinii publicznej.

Janusza Gromka do zmiany decyzji nie potrafił przekonać nikt, ani pracownicy, ani politycy Platformy Obywatelskiej. Nawet w naszej audycji prezydent zarzekał się, że nie jest to potrzebne. Inne zdanie od samego początku mieli politycy SLD i Porozumienie Dla Kołobrzegu Wioletty Dymeckiej. Zwłaszcza ta ostatnia staje w obronie pracowników i powszechnie krytykuje prezydenta za taką, a nie inną politykę. Wczoraj zaznaczyła, że albo prezydent osiągnie kompromis, albo sprawa zostanie oceniona na sesji absolutoryjnej. Zabrzmiało to jak groźba.

Jak informuje rzecznik prezydenta, Michał Kujaczyński, prezydent spotkał się ze związkowcami i ci przekonali go do tego, żeby jednak zmienił zdanie. Przedstawiciele załóg będą więc w radach nadzorczych tych spółek, w których miasto ma 100 procent udziałów. Co przekonało prezydenta? Jak mówi Kujaczyński, zmieniły się przepisy, a pracownicy mają mieć kwalifikacje i stosować się do przepisów.