Poseł Platformy Obywatelskiej Marek Hok na konferencji prasowej odniósł się do zarzutów stawianych mu przez członków Rady Społecznej Szpitala w Kołobrzegu. Parlamentarzysta ustosunkował się do tego, że pracuje w różnych miejscach. Jak stwierdził, lekarz pracuje w różnych miejscach i pomaga ludziom. Hok miał mieć zgodę różnych organów na taką pracę. Według posła, nie jest prawdą, że w Ustroniu Morskim zarobił 100 tysięcy złotych. - Podawanie takich sum jest nieuczciwe, przy zarobkach 1300 złotych miesięcznie - mówił Hok.

Kolejna sprawa dotyczy pracy w Regionalnym Szpitalu w Kołobrzegu i wynajmowanie gabinetu za 50 złotych. Jak mówi Hok, miał umowę dzierżawy, tak jak wszyscy lekarze w kołobrzeskim szpitalu. W 2012 roku było to 100 złotych, w 2013 - 50 zł, a w 2014 roku zniesiono tę opłatę. - Od roku 2006, nigdy nie podejmowałem żadnych dyżurów, a więc podawane sumy za dyżury są kolejną nieprawdą - argumentował Hok.

Kolejne zarzuty, które odpierał Hok, to kwestie oświadczeń majątkowych. Jak wskazywał Hok, żadna instytucja nigdy nie zakwestionowała danych podawanych w tych dokumentach. Poseł dowodził, że w szpitalu nie pracuje, bo złożył wypowiedzenie 1 września 2016 roku. Wskazywał, że w szpitalu pracował od 1980 roku. Zdobył tam pierwszy i drugi stopień specjalizacji. Pomagał ludziom, ale angażował się także w sprawy szpitala, później także jako zastępca dyrektora szpitala do spraw lecznictwa.

- Jestem osobą koncyliacyjną - mówił Hok i tłumaczył się skromnością - dlatego nigdy nie ujawniał gdzie, dla kogo i za ile prracuje. Żałuje, że w tej kwestii nie zwrócili się do niego pytający. Zbadanie sprawy Hok oddaje Komisji Rewizyjnej Sejmiku (PO ma tam większość). Na pytanie, czy poda do sądu Sławoja Kiginę i Henryka Carewicza, Hok nie odpowiedział.