Nie ma jeszcze kampanii wyborczej, ale każdy kto mieszka w Kołobrzegu zauważył od kilku tygodni pewną anomalię, to znaczy, że nagle politycy zainteresowali się problemami mieszkańców. Radni licytują się na potęgę kto zrobi więcej, kto w czym nie brał udziału i nie maczał palców, a kto zna potrzeby ludzi. Oszukuje się kołobrzeżan akcją z in vitro, a festyny osiedlowe obrzydza nadpobudliwością lokalnych działaczy PiS, PO, SLD czy Jacka Woźniaka. Niektórzy, faktycznie, byli aktywni całe ostatnie 4 lata, ale większość z tych osób to polityczne susły, które nagle obudziły się, bo za chwilę są wybory.

Z kampanią outdoorową jako pierwszy wystartował Maciej Bejnarowicz, choć Anna Mieczkowska wyprzedziła go akcją ulotką sponsorowaną przez Kołobrzeskich Razem. Kołobrzescy Razem tak wszystko ze wszystkimi konsultują, że mało kto wie, co kto z kim skonsultował. Na potęgę dziwi się sektor organizacji pozarządowych, bo ich przedstawicieli nawet na takie spotkania nie zaproszono. Ale są ulotki, więc problemu być nie powinno. Za to Bejnarowicz, kandydat PiS na prezydenta, pojawił się na wielkiej ścianie przy skrzyżowaniu ul. Słowińców i Kamiennej. Na razie tylko serdecznie pozdrawia, ale przecież wiadomo, że nie po to tam wisi. Za to odwiedziny strony internetowej kandydata pokazują jedno, że niewiele można tam znaleźć.

Na razie niewiele możemy się w ogóle dowiedzieć o tym, co chcą i dlaczego chcą w ogóle coś robić kandydaci. W kampanii panuje chaos, tradycyjne akcje z konferencjami. Niewiele wiemy o samych kandydatach, ich zapleczu, a także o tym, kto będzie ich siłą w Radzie Miasta kolejnej kadencji. Niby więc kampania trwa, ale tak jakby jej nie było. W ramach tego, jest zwykła promocja...