20 miesięcy - tyle trwała walka o wydobycie informacji na temat pracy Marka Hoka w Regionalnym Szpitalu w Kołobrzegu. Poinformowali o tym dziś na konferencji prasowej członkowie Rady Społecznej Szpitala, Henryk Carewicz i Sławoj Kigina. Carewicz sprawą zainteresował się jeszcze w 2015 roku, gdy jako radny wojewódzki zapytał o pracę Hoka w szpitalu. Anna Mieczkowska, jako członek Zarządu Województwa, odpowiedziała mu pismem dyrektora szpitala, który odmówił odpowiedzi ze względu na ochronę danych osobowych. Carewicz wiedzą podzielił się ze Sławojem Kiginą, a ten postanowił odpowiedź uzyskać.
Kigina pisał kilkukrotnie w sprawie zatrudnienia do dyrektora szpitala, ale ten kategorycznie informacji odmawiał. Co dziwne, takich problemów nie miał dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie, ani wójt Ustronia Morskiego. Jak mówił Kigina, dwukrotnie interweniował w sprawach dyrektora Szymańskiego w sądzie administracyjnym i za każdym razem wygrywał. - Dyrektor Szymański ignoruje wyroki sądu administracyjnego. Należałoby sobie zadać pytanie, co na to pani Mieczkowska. Wyobraźcie sobie, że ktoś nie realizuje wyroku sądu i jest dalej dyrektorem szpitala. Po 20 miesiącach dostałem odpowiedź, z której niewiele wynika. Co prawda mamy umowy z Markiem Hokiem, ale niewiele z tego wynika - mówił dziś Sławoj Kigina.
Według Kiginy, Hok zarabiał w kołobrzeskim szpitalu ok. 4 tysięcy złotych. Był tam lekarzem ginekologiem i zarządzał systemami jakości. Dzierżawił także lokal od szpitala na cele lecznicze, najpierw za 100, potem za 50 złotych brutto miesięcznie. – Nie znam nikogo, kto by pozwolił prowadzić swoją firmę u siebie za 50 zł - dziwił się Kigina. Marek Hok w ostatnich latach pracował w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie, Regionalnym Szpitalu w Kołobrzegu i przyjmował pacjentów w Ustroniu Morskim, za co płaciła gmina. Kigina dziwił się, jak Hok na to wszystko znajdował czas, skoro w poniedziałki od 9-13 przyjmował w Ustroniu Morskim, potem też musiał pełnić obowiązki w biurze poselskim, pracował w szpitalu w Kołobrzegu jako lekarz, przyjmował w przychodni, pomagał w szkole rodzenia, a także zajmował się systemami jakości, a na koniec pracował w sejmie. Warto przypomnieć, że Hok był wiceszefem sejmowej Komisji Zdrowia.
- Jeżeli sytuacja nabrałby charakteru rozwojowego, a mamy powody sądzić, że tak będzie, zastanowimy się, czy nie skierować sprawy do prokuratury - mówi Sławoj Kigina i wskazuje, że z dokumentów, które otrzymali od dyrektora szpitala nie wynika, na podstawie jakiej umowy i czy tak było, Hok pracował w szpitali w latach 2008-2010 i czy brał za to pieniądze i co dzieje się teraz. - Nikt do końca nie wie, co pan Hok robi… Z tych umów nie wynika, czy Hok przyjął chociaż jedną pacjentkę. Ja dzisiaj nie wiem, czy pan Hok jest zatrudniony w kołobrzeskim szpitalu, czy nie jest - konkluduje Kigina, a jak mówi Henryk Carewicz, sprawą powinna zająć się Komisja Rewizyjna Sejmiku Zachodniopomorskiego.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.