Marlena Wachowska złożyła do prezydenta prośbę w sprawie zwiększenia częstotliwości wizyt chirurga dziecięcego. Poparły ją mamy, a kołobrzeski szpital nie widzi problemu...
- Chirurg dziecięcy w niemal 50-tysięcznym mieście uzdrowiskowym, jakim jest Kołobrzeg, przyjmuje zaledwie dwa razy w tygodniu po cztery godziny. Dla nas, kołobrzeskich mam, jest to sytuacja nie do zaakceptowania. We wtorki i czwartki, gdy do Regionalnego Szpitala w Kołobrzegu przyjeżdża chirurg dziecięcy z Koszalina, tworzą się ogromne kolejki, w których stoimy, często z małymi dziećmi na rękach, po kilka godzin. Co więcej obawiamy się o zdrowie i życie naszych dzieci w pozostałe dni tygodnia. Napływają do mnie niepokojące informacje, że dzieci ze złamaniami w inne dni tygodnia są odsyłane do Koszalina, często własnym transportem!" - pisze w piśmie do Janusza Gromka Marlena Wachowska, na co dzień rzecznik prasowy starosty. - To moja prywatna inicjatywa na bazie moich doświadczeń - mówi Wachowska.
Zanim kołobrzeżanka napisała do prezydenta, wniosek w tej sprawie złożyła do dyrektora Szpitala Regionalnego. - Napisali, że przeprowadzili analizę statystyk i ich zdaniem, nie ma potrzeby zwiększać czasu przyjmowania. Stwierdzili, że okazało się, że powstają kolejki i trzeba pacjentów umawiać na godziny. Tymczasem nie zawsze wszystkie wizyty są rejestrowane, a ból i cierpienie dzieci nie mieści się w żadnych statystykach - zaznacza Wachowska. Jako dowód pokazuje wypowiedzi kobiet na Facebooku, gdzie uzyskała poparcie swojego postulatu. A czytamy tam tak:
Kasia Kasia: "Moje dziecko miało 1,5 roku jak złamało nogę nie mogło chodzić Pamiętam, że był to piątek więc powiedziano nam, że muszę przyjść we wtorek. Chirurg dla dorosłych nie chciał założyć gipsu, ani nie dał skierowania na prześwietlenie. Kazano nam przyjść we wtorek. Czekaliśmy w mega kolejce. Ostatnia weszłam do lekarza. Wysłano nas na zdjęcie, ale że doktor kończył pracę kazał nam przyjść w czwartek na gips".
Joanna Jarosz: "Mój mały rok temu złamał rękę. Niestety w Kołobrzegu nie było żadnego lekarza, który mógł go zbadać. Cała ręka mu wisiała, a na pogotowiu panie pielęgniarki wraz z lekarzem rozłożyli ręce i kazali jechać do Koszalina".
Krytyka kołobrzeżanek zasługuje na osobny artykuł na temat jakości pracy kołobrzeskiego szpitala. Natomiast jest szansa, że w przypadku chirurga dziecięcego sytuacja ulegnie zmianie. Urząd Miasta zajął się sprawą od ręki. - Otrzymałem od prezydenta polecenie zajęcia się tym tematem. Ponieważ nie leży to w naszych kompetencjach, przekazaliśmy sprawę do kilku instytucji, w tym Narodowego Funduszu Zdrowia. Reagujemy na sygnały mieszkańców. Niedawno staraliśmy się rozwiązać problem z ortodontą. Nikt w Kołobrzegu nie przyjmuje na NFZ - mówi Jacek Woźniak, zastępca prezydenta do spraw społecznych.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.