Wiadomo już, że 34-letnia Monika D. zamordowana miesiąc temu przy ul. Kupieckiej nie została zgwałcona. Niestety, policja nie złapała mordercy.

Do tej pory, gwałt był brany jako jeden z kilku możliwych motywów zabójstwa. Jego wykluczenie przez biegłych lekarzy, nieco komplikuje śledztwo prowadzone prze policję. Jak na razie nie udało się wyodrębnić materiału obcego, który wskazywałby na sprawcę morderstwa. Jak informuje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, szczegółowe badania dalej trwają. - Nie wykluczamy, że badania genetyczne naprowadzą nas na jakiś ślad, ale to jeszcze potrwa. Natomiast śledczy nie ustają w pracy operacyjnej - dodaje.

Policjanci zaznaczają, że takie sprawy nie są prowadzone według scenariusza serialu "W-11". Dopiero miesiąc po morderstwie znane są dokładne przyczyny zgonu kobiety. Jak mówi Ryszard Gąsiorowski, pierwszą przyczyną było złamanie kości czaszki i twarzoczaszki. Ale biegli wskazali również uduszenie polegające na silnym oburęcznym ściskaniu szyi denatki. Mało tego. Sekcja wykazała, że w momencie wrzucenia kobiety do rowu z wodą, ta jeszcze oddychała - w jej płucach znaleziono wodę. Ogólne informacje z sekcji wskazują również, że sprawca działał z dużą siłą i jego celem było pozbawienie kobiety życia.

Niestety, prowadzone postępowanie na poziomie Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie na razie nie doprowadziło śledczych na trop mordercy. W jednym z przypadków, policjanci otrzymali nawet imię i nazwisko domniemanego mordercy. Po zbadaniu sprawy okazało się, że to ślepy trop. Generalnie, policja ani prokuratura nie udzielają innych szczegółowych informacji zasłaniając się dobrem śledztwa.