Powracamy do tematu taksówek w okresie festiwalu Sunrise. Pisaliśmy na naszym portalu o uwagach kołobrzeskich taksówkarzy, którzy skarżą się na "wolną amerykankę" podczas tej imprezy jeśli idzie o przewozy pasażerskie (przeczytaj). W komentarzach, czytelnicy skarżyli się, że taksówkarze za przejazd na trasie Podczele - Kołobrzeg potrafili kasować pomiędzy 200 a 300 zł. Przyjrzeliśmy się bliżej tej sprawie.
Jak pisaliśmy, legalne przewożenie osób wymaga stosownej koncesji, wydanej przez prezydenta miasta. W czasie festiwalu widzieliśmy pojazdy wożące osoby bez oznaczenia "taxi". Ale były też pojazdy spoza naszego powiatu, świadczące takie usługi. Jak informuje Michał Kujaczyński, rzecznik prasowy prezydenta, każdego roku w okresie sezonu do urzędu spływają wnioski o wydanie licencji z całej Polski. W 2023 roku wydano takich licencji 77, z czego w okresie sezonu około 50. Łącznie, w Kołobrzegu jest obecnie aktywnych około 370 licencji. Miasto nie może odmówić wydania tej licencji, jeśli wniosek został złożony prawidłowo.
Próbowaliśmy zweryfikować informacje czytelników o kosztach przejazdu taksówką z Podczela do Kołobrzegu. W większości powtarzały się przypadki, że było to od 200 do 300 zł. Odległość z terenu festiwalu do marketu "Kaufland", spod którego np. startowały sunrisowe autobusy, to 9 kilometrów. Weszliśmy na stronę dwóch popularnych oficjalnych przewoźników. Cena za kilometr trasy w nocy w niedziele i święta to 12 zł, a taryfa początkowa to 10 zł. Łącznie, daje to ok. 108 zł. Tyle, legalnie powinien kosztować kurs na takim odcinku. Do Radzikowa, pod "Polomarket", z terenu festiwalu jest 12 kilometrów. Daje to więc kwotę ok. 154 zł. Tyle musi pokazać taksometr. Dlaczego jest inaczej? Jest kilka powodów. Po pierwsze, osoby spoza miasta, nieświadome odległości, wsiadały do pojazdów i wybierały cenę negocjowaną, czyli bez włączania "taksometru". Takie działanie nie ma umocowania w prawie, bo bez paragonu nie jest odprowadzany podatek, więc zysk przewoźnika jest nominalnie większy. Po drugie, taksówkarze sami podawali cenę przewozu i nie wydawali paragonów. Słyszeliśmy o przypadkach, że osoby, które nie zgadzały się na cenę, były proszone o zamknięcie drzwi lub opuszczenie pojazdu. Po trzecie, ludzie wsiadali do pojazdu i na koniec słyszeli cenę. Nikt z osób, które do nas napisały lub się kontaktowały, nie zakwestionował rozliczenia, ani nie złożył skargi na przewoźnika. Dlatego w obiegu oficjalnym nie ma ani jednej sprawy, która ukazywałaby skalę problemu.
Powstaje również problem, którzy to "kołobrzescy" taksówkarze dopuszczali się takich praktyk czy w tym, czy w poprzednim roku. Jak mówią nasi rozmówcy, takie przypadki zdarzały się w różnych przypadkach. Czy ktoś więc kontrolował to, jak przewożeni są pasażerowie? Inspekcja Transportu Drogowego nadal nie odpowiedziała na nasze zapytanie. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że takie kontrole odbywały się w dzień i miały objąć ponad 50 pojazdów. Czekamy na dane oficjalne.
Robert Dziemba
W sezonie mamy ponad 50 taksówek spoza powiatu, jak to się dzieje?

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.