Od 39 minuty Kotwica Kołobrzeg wygrywała z Błękitnymi Stargard 0:1. Wszystko zepsuło się pod koniec drugiej połowy. Przegraliśmy ten mecz 2:1.

To nie był mecz na miarę tego, co działo się w ubiegłym roku na stadionie w Kołobrzegu. Duża część pierwszej połowy na stadionie w Stargardzie przy ul. Ceglanej to było przekopywanie piłki z nielicznymi akcjami Błękitnych pod bramką Kotwicy. W 39 minucie goście wyprowadzili akcję, która na nasze szczęście, zakończyła się golem. Bramkę zdobył Dawid Berg. Do szatni gospodarze schodzili niezadowoleni, bo nie udało im się zdobyć bramki na remis, choć się starali.

W drugiej połowie, trener Błękitnych - Krzysztof Kapuściński, wprowadził na boisko wzmocnienie w postaci Zdunka i Gajdy. Pomimo to, Kotwica grała całkiem nieźle i miała dwie świetne akcje podbramkowe, w tym jedna skończyła się nie golem, ale faulem bramkarza Marka Ufnala. Od tego momentu rozpoczęła się nerwowa sytuacja. W ciągu kilkunastu minut żółte kartki zobaczyło aż czterech zawodników Kotwicy. Pod naszą bramką robiło się coraz goręcej, aż wreszcie w 86 minucie bramkę dla Błękitnych zdobył Sebastian Inczewski. I wydawało się, że niedzielny mecz zakończy się remisem, gdy sędzia doliczył 4 minuty do regulaminowego czasu gry. W 91 minucie zamieszanie pod bramką Bartłomieja Folca wykorzystał Sebastian Inczewski i zdobył prowadzenie dla gospodarzy. Wynik 2:1 utrzymał się do końca meczu, a Kotwica wciąż unosi się nad strefą spadkową, w rundzie wiosennej nie wygrywając jeszcze ani jednego spotkania w II lidze.