Wczoraj odbyło się spotkanie zarządu III-ligowej Kotwicy Kołobrzeg z kibicami i sympatykami klubu. Omawiano przyszłość drużyny w razie awansu do II ligi.

Zarząd omówił na początku przygotowania do rundy wiosennej. Kibicom przedstawiono m.in. cennik biletów na najbliższe 6 miesięcy rozgrywek. Na trybunie "A" nowy karnet to 70 zł, doładowanie karnetu 60 zł, a bilet jednorazowy 10 zł. Na trybunie "B" będzie taniej, a bilet jednorazowy ma kosztować 5 zł. Jak mówił Waldemar Błaszczak, prezes klubu, celem zarządu jest umożliwienie jak największej grupie kibiców oglądanie meczu przy jak najniższym zaangażowaniu środków i z ich strony.

O wiele dłużej trwała dyskusja na temat potencjalnego awansu Kotwicy Kołobrzeg do II ligi. Obecnie, kołobrzeżanie są na szczycie tabeli i mają spory zapas punktów do rywali. Oznacza to, że jest duża szansa na awans, choć awansuje tylko jedna drużyna. Działacze i kibice wierzą, że tą jedyną drużyną będzie Kotwica. I dlatego już teraz zaczynają walkę o środki finansowe na grę w II lidze. Obliczono, że niezbędny budżet na takie rozgrywki to 2,2 mln zł. Klub ma zagwarantowany ok. 1 mln zł z budżetu miasta. 10% kwoty musi zdobyć sam. Brakuje połowy. Prezes Błaszczak narzekał, że o pieniądze jest bardzo krucho, bo miasto dba tylko o koszykówkę, a powiat w ogóle nie dokłada się do piłkarzy, a przecież kilku piłkarzy z powiatu jest tu taj szkolonych.

Błaszczak zachęcał kibiców zrzeszonych w stowarzyszeniu "Nasza Kotwica" do naciskania na władze miasta, aby zdobyć niezbędne środki. Klub ze swojej strony przygotował plan marketingowy, ale co przyznawali działacze, wobec kryzysu gospodarczego nie ma on większych szans na powodzenie. Dlatego zarząd spotyka się z prezydentem Januszem Gromkiem i posłem Markiem Hokiem, bo oni chcieli i obiecali kibicom II ligę. Teraz mają pomóc zaleźć pieniądze, w domyśle w budżecie miasta, bo o żadnym sponsorze strategicznym piłkarze nawet marzyć nie mogą. Pytanie tylko, czy zadłużone miasto, które na przyszły rok zwalnia tempo inwestycyjne i odnotowuje coraz mniejsze wpływy do budżetu, znajdzie kolejny milion złotych dla Kotwicy, jest otwarte.

KOMENTARZ
W zaproszeniu na środowe spotkanie napisano, że omówiona zostanie również ruszająca kampania reklamowa marki Kotwica i wizja strategii marketingowej klubu. Nie wiem, czy osoby piszące te słowa, wiedziały co będzie omawiane, czy nie wiedziały, co piszą. To, o czym wczoraj mówiono, to zbiór pobożnych życzeń, plan politycznego wsparcia dla działań i kilka drobnych akcji, które w praktyce do tej pory w przypadku Kołobrzegu kończyły się fiaskiem (mamy doświadczenia z koszykarską Kotwicą, która powoli odbija się od dna). Dla prezesa Błaszczaka niebywałym atutem klubu jest fakt, że jest prowadzony zgodnie z prawem i nie ma zaległości płatniczych. Zawsze byłem przekonany, że to obowiązek zarządu, a nie powód do chwalenia się. Gdy jednak Krzysztof Plewko wymienił media i nasz portal jako potrzebę dla wsparcia Kotwicy, zwróciłem uwagę, że to co przedstawiono, jest kompletnie oderwane od rzeczywistości. Chamstwo na trybunach, przekleństwa, agresja kibiców - to podstawa. Jak na mecz przyciągać rodziny z dziećmi? Odpowiedziano mi, że rodzice też przeklinają przy dzieciach. Być może, ale takimi argumentami nikt nie przyciągnie ich na stadion. Chciano stadionu na 10 tysięcy miejsc, powstał na 3 tysiące. Jak na meczu jest 1500 osób to jest sukces. Co jest przyczyną, dla której ludzie nie kibicują masowo Kotwicy? Nikt tego nie poddał sensownej analizie. Podstawowym argumentem za finansowaniem Kotwicy jest fakt, że powstał nowy stadion. To prawda. Jego utrzymanie w 2012 roku to 1,2 mln zł. Piłkarze 1 mln, koszykarze 1 mln, inne sekcje 1 mln, to już ponad 4 mln zł. Skąd to brać? A piłkarze chcą piątego miliona. Chciałem zobaczyć jakieś najprostsze analizy ekonomiczne, sformalizowaną wizję marki. Przypominając trudną sytuację finansową miasta, ściągnąłem na siebie krzyki i wyzwiska. Jeżeli tak zarząd chce walczyć o finansowanie Kotwicy, mnie nie przekonał. Zapewne skuteczniejsze od ekonomii i działań zarządczych będą argumenty polityczne i kolejne łamanie kręgosłupów radnym. Bo tak jest najłatwiej.

Robert Dziemba