Light rain

4°C

Kołobrzeg

20 kwietnia 2024    |    Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czesław
20 kwietnia 2024    
    Imieniny: Agnieszka, Teodor, Czesław

Redakcja: tel. 500-166-222 poczta@miastokolobrzeg.pl

Portal Miasto Kołobrzeg FBPortal Miasto Kołobrzeg na YT

Regionalny Portal Informacyjny Miasta Kołobrzeg i okolic

reklama

reklama

kołobrzeg, miastokolobrzeg.pl, leszek mądzik, rckLeszek Mądzik - założyciel Sceny Plastycznej KUL, dyrektorem i reżyserem tego teatru, autorem licznych plakatów i grafiki książkowej oraz wykładowcą.


Od 24 do 26 listopada prof. Leszek Mądzik gościł w Kołobrzegu.  Podczas tych trzech dni odbyły się prowadzone przez niego warsztaty teatralne. Efektem końcowym była etiuda, której otwarty pokaz zorganizowano 26 listopada. W Galerii Sztuki Współczesnej odbył się wernisaż wystawy jego fotografii pt. „Faktura czasu”, a na deskach sceny sali widowiskowej RCK trzykrotnie odegrano spektakl „Przejście”.

- W Kołobrzegu spędził Pan trzy dni. Jak będzie Pan wspominał ten pobyt?
- Bardziej będę wspominał ludzi niż pejzaż. W Regionalnym Centrum Kultury spotkałem się ze wspaniałą gościnnością, czułem się tutaj bardzo dobrze. Choć niestety nie miałem szansy obejrzeć Kołobrzegu – wczoraj udało mi się w nocy, na pół godziny wyjść zobaczyć morze… A potem, od rana…

- O 10:00 zaczęły się warsztaty, trwały trzy godziny. Potem próba z Pańskimi aktorami. O 15:00 pokaz efektów warsztatów i o 17:00 pierwszy spektakl, o 18:30 drugi i o 20:00 – trzeci. Jest godzina 21:00. Jak się Pan czuje po takim maratonie?
- Zmęczenie czuje się dopiero na koniec takiego dnia. Póki jest napięcie, emocjonalne zaangażowanie, ciągle pojawiające się pytania: czy to się uda?, póty nie czuje się zmęczenia. Natomiast, gdy ma się takie zadanie za sobą, gdy ten stres już opadnie… teraz dopiero czuję się zmęczony.

- W spektaklu „Przejście” spotkały się dwa wielkie nazwiska. Pan był reżyserem, muzykę stworzył Tomasz Stańko. Na czym polegała ta współpraca. Czy od Stańki chciał Pan po prostu muzykę do spektaklu, czy konkretną muzykę do spektaklu „Przejście”?
- To faktycznie słuszne pytanie. Nikt nie spodziewał się, że  z prośbą o muzykę zwrócę się do Tomasza Stańki, bo on się zwyczajnie z muzyką teatralną nie kojarzy. To jest muzyka, przy której można zamknąć oczy, wyłączyć się, lub oddać się klubowemu, wieczorowemu nastrojowi. Ale ja przeżyłem tę muzykę jako widz. Jego trąbka wydawała mi się niemal mistyczna, porywała mnie w inne, nieznane do tej pory strony. Słuchając jego muzyki, na kanwie trąbki i tej wspaniałej, charakterystycznej nostalgii, mimo że nie znałem go jeszcze osobiście, zbudowałem wiele obrazów. Pomyślałam sobie wtedy, że może powinienem się go zapytać, czy nie zechciałby… Ale zrobiłem to z lękiem. Ucieszyłem się, że bardzo chętnie się zgodził. Nie chciałem, żeby ta muzyka była stworzona dokładnie pod dramaturgię spektaklu. Chciałem, żeby była raczej niezależna. Chciałem, żeby wydarzyło się coś, co myślę, że w pewnym stopniu się udało, by jego muzyka szła jednym torem, a mój rytm spektaklu szedł innym – jednocześnie, by oba jednak podążały w jednym kierunku. Ta muzyka wybrzmiewała, a ja podążałem za nią z obrazem. A jako, że budowaliśmy to w tym samym klimacie, w tych samych nastrojach i napięciach, to mam satysfakcję, że nam się to wszystko zgodziło ze sobą.

- Ile Stańko wiedział o spektaklu „Przejście”?
- To jest tak – i to nie dotyczy tylko Stańki – ale i Stanisława Radwana i Jana A.P. Kaczmarka, że gdy ja czyjąś muzykę znam, to nie potrzebuję twórcy za dużo mówić i odwrotnie, te osoby też nie chcą byśmy sypali anegdotami. Ze Stańką rozmawialiśmy dużym skrótem, mieliśmy zaledwie kilka spotkań. Starałem się nasączyć go luźnymi skojarzeniami. Nie chciałem po kolei opowiadać, co ma się zdarzyć. To było przekazywanie pretekstów, skojarzeń, obrazów…  

- Podobno każdą premierę przygotowuje Pan z inną obsadą aktorską.
- Prozaiczny, oczywisty dla mnie fakt: jest pewna dziewiczość w pierwszym spotkaniu. A kolejne granie przez ten sam zespół wprowadza pojęcie „produkcji spektaklu”. Ta dziewiczość jest ważna dla mnie osobiście: ja również z nowym zespołem mam wrażenie, jakbym sam robił coś po raz pierwszy. Przez to nie czuję zmęczenia tych czterdziestu paru lat tworzenia teatru…

- Nigdy nie znalazł Pan aktora czy aktorki, z którym chciałby pracować dłużej? Nigdy nie znalazł wśród nich swojej muzy?
- Mój teatr nie idzie w kierunku indywidualności. Tu nie ma miejsca na bohatera. Zanurzam aktorów w obraz, stają się oni częścią pewnego, wymyślonego przeze mnie pejzażu.

- Wiem, że bliska jest Panu teoria  Edwarda Gordona Craiga, który traktował aktora jako konstrukcję artystyczną. Jak przebiega Pańska współpraca z aktorem?
- Praca aktora w moim teatrze wymaga dużej pokory. Czasami nie widzimy nawet twarzy występujących na scenie. Chwilami mam wręcz wrażenie, że uprzedmiatawiam aktora, a ożywiam przedmiot.  W momencie, w którym aktorzy mi zawierzają, brną – w dobrym znaczeniu – we wszystko co im zaproponuje.

- Oglądając zarówno dzisiejszy pokaz efektów warsztatowych, jak i spektakl „Przejście” odniosłam wrażenie, że ta gra obrazami wcale nie wymaga wielkich zdolności aktorskich. Pan po prostu układa tych ludzi według swojego zamysłu.
- Wielkich zdolności aktorskich faktycznie to nie wymaga. Wymaga jednak intuicji, przeczucia, refleksu, odpowiedzialności, dyscypliny i muzycznego rozeznania. Moi aktorzy zazwyczaj grają w mroku, więc muszą uruchomić w sobie inne predyspozycje, niż te ściśle aktorskie.

- W jednej z recenzji przeczytałam, że swoje spektakle buduje Pan w duchu obrazów mistrzów malarstwa niderlandzkiego.
- Nie jest tak dokładnie, choć prawda, że malarstwo tego okresu mi pomaga. Bliscy mi są również: Caravaggio, El Greco, Zurbarán, który wręcz pasjonował się światłem. Niesamowite rzeczy dzieją się również u Rembrandta. Faktycznie, to malarstwo mnie inspiruje, ale nigdy nie chciałbym robić kopii czegokolwiek. Szukam dla siebie takiego ekwiwalentu w moim świecie, by za pomocą światła wyzwolić podobny rodzaj znaczeń.

- W spektaklu „Przejście” przechodzimy do spraw ostatecznych, zaglądamy w głąb grobu…

- Pierwszy raz zaglądamy w głąb, a nie wzdłuż. Zawsze miałem pewne impresje wyobraźni kierowane na glebę – co ona zawiera, co rodzi, co pochłania… Marzyło mi się, by optyka tego spektaklu skierowana była w stronę nieskończoności. Stąd specjalnie skonstruowana na tę okazję widownia, którą przywiozłem, by móc zajrzeć do środka. Otwieram kolejne warstwy, zabieram ciało coraz głębiej i głębiej, aż odpływamy w mrok.

Rozmawiała: Hanka Dziubińska-Kopka

 

kołobrzeg, miastokolobrzeg.pl, leszek mądzik, rck

kołobrzeg, miastokolobrzeg.pl, leszek mądzik, rck

kołobrzeg, miastokolobrzeg.pl, leszek mądzik, rck

kołobrzeg, miastokolobrzeg.pl, leszek mądzik, rck

reklama

reklama

Dodaj komentarz

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.

Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.

Zgody wymagane prawem - potwierdź aby wysłać komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież

Administratorem danych osobowych jest  Wydawnictwo AMBERPRESS z siedzibą w Kołobrzegu przy ul. Zaplecznej 9B/6 78-100 Kołobrzeg, o numerze NIP: 671-161-39-93. z którym możesz skontaktować się osobiście pod numerem telefonu 500-166-222 lub za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłając wiadomość mailową na adres poczta@miastokolobrzeg.pl Jednocześnie informujemy że zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych przysługuje ci prawo dostępu do swoich danych, możliwości ich poprawiania, żądania zaprzestania ich przetwarzania w zakresie wynikającym z obowiązującego prawa.

reklama