Radny Krzysztof Plewko zaproponował, aby zamiast nazwy "Rondo Praw Kobiet", rondu u zbiegu ul. Sybiraków i Armii Krajowej nadać nazwę "Rondo im. Ireny Porodzińskiej". Na zespole ds. nazewnictwa przy prezydencie Kołobrzegu, zapadła decyzja, aby uzyskać w tej sprawie dokumenty z IPN. Wystąpiłem o dokumenty Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Koszalinie, które są przechowywane w archiwum IPN Oddział w Szczecinie. Udało się także zebrać nowe fakty, które odsłoniły tragedię sprzed ponad 75 lat.
Po 1945 roku w Kołobrzegu przebywali na stałe tylko żołnierze Armii Czerwonej. Były to różne oddziały i formacje, w tym kompania karna z Bornholmu, która siała strach i gwałciła ludność cywilną. Poszczególne przypadki zbrodni czerwonoarmistów nigdy nie doczekały się szerszego i zbiorowego opracowania, za to stanowiłyby ciekawe świadectwo o zagrożeniach, jakie czekały na pionierów naszego miasta. Irena Porodzińska taką pionierką była. Przybyła do Kołobrzegu i zamieszkała na obecnym Radzikowie - w akcie zgonu zapisano ówczesną nazwę: Kołobrzeg - Złotowo. Urodziła się 26.10.1922 roku w Chrostkowie, w powiecie lipnowskim w obecnym województwie kujawsko-pomorskim. Nie ma informacji, kiedy przybyła do naszego miasta po zakończonych walkach.
W sprawie Ireny Porodzińskiej, w aktach śledztwa są różne rozbieżności, wynikające z zeznań świadków i czasu, który zacierał fakty w pamięci. Osoby te były rozpytywane ponad 50 lat po wydarzeniach, nie wszystko pamiętały. W aktach prokuratora znajduje się więc informacja, że Porodzińska mieszkała w Grzybowie, ale w jej akcie zgonu widnieje adres zamieszkania: Kołobrzeg, ul. Wylotowa 49 (to dlatego, gdy prokurator szukał jej danych w gminie Kołobrzegu, nie mógł znaleźć). Podobnie jest z miejscem śmierci młodej kobiety. Są świadkowie, którzy twierdzą, że do zbrodni doszło w Kołobrzegu, ale są też informacje, że jednak w miejscowości Grzybowo. Mamy tu więc pomieszanie miejsca zamieszkania i pracy, przy czym akt zgonu wydaje się być co do tego przesądzający.
W archiwach zachowały się wzmianki o zabójstwie kołobrzeżanki. W dokumencie datowanym na 6 maja 1947 roku, szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Karlinie przesyła do Szczecina raport dekadowy od 25.04 o 5.05.1947 r. Czytamy w nim oto tak: "W dniu 29.4.47 r. na przedmieściu Kołobrzegu Złotowo została zamordowana ob. Prosińska Irena i wrzucona do rzeki Prośnicy. W czasie przeprowadzania śledztwa został ujęty sprawca mordu żołnierz wojsk Radzieckich, który został oddany do Prokuratury Wojska Radzieckiego w Białogardzie. Cel tego mordu był rabunkowy. Ofiara tego mordu była ekspedientką Spółdzielni Złotowo". Kolejna wzmianka znajduje się w sprawozdaniu starosty powiatowego: "Dnia 29.IV. została zamordowana ekspedientka Spółdzielni w Złotowie, Janina Poradzińska, przez żołnierza radzieckiego sierżanta Wasila Bihowa. W/w dopuścił się powyższego czynu z chęci zysku". Pomijając błąd w imieniu ofiary, nowością w tych informacjach jest to, że miała ona zostać wrzucona do Parsęty. Ostatecznie, przeprowadzone postępowanie tego nie potwierdziło.
A oto, jak najprawdopodobniej przebiegała zbrodnia. 29 kwietnia, około godz. 18.30, Irena Porodzińska kończyła pracę w sklepie w Złotowie. Prawdopodobnie, jej ostatnimi klientami byli dwaj żołnierze sowieccy. Być może obserwowali swoją ofiarę. Gdy ekspedientka zamknęła już sklep, udała się samotnie do domu. Na drodze w kierunku Grzybowa, została zaatakowana przez co najmniej jedną osobę - nie zachowały się dokumenty śledztwa i nie wiadomo, czy w ogóle to ustalono. Kobieta została zaciągnięta do pobliskiego budynku gospodarczego (stodoły lub szopy). Musiała stawiać opór, gdyż na jej ciele stwierdzono później ślady to potwierdzające. Po obezwładnieniu, Irena Poradzińska została zgwałcona. Sprawca, po zakończeniu gwałtu, wyjął zawias z drzwi (prawdopodobnie pręt) i zabił nim ofiarę. Prokurator opisywał, że pręt wbito w podbrzusze, natomiast świadkowie zdarzenia wskazują, że kobieta została zamordowana poprzez wbicie tego okucia w krocze. Bezpośrednia przyczyna śmierci nie została wskazana, ale ofiara mogła się wykrwawić.
Następnego dnia ojciec zaczął szukać córki, która nie wróciła na noc do domu. Dość szybko natrafiono na ciało. Było nagie. Rozpoczęte poszukiwania doprowadziły dość szybko na trop sprawcy. Z moich ustaleń wynika, że ofiara miała w ręku guzik z sowieckiego munduru i w ten sposób pozwoliła dotrzeć do zabójcy. Z zachowanych dokumentów nie wynika, czy żołnierz, który dopuścił się zbrodni, służył w Kołobrzegu, ale nie jest to wykluczone. Ustalono jedynie, że podczas przeszukania, ujawniono przy nim ubranie ofiary, a także przedmioty, które posiadała, w tym zrobione przez nią do domu zakupy (wracała z nimi do domu). Sprawą zajęła się sowiecka prokuratura wojskowa. Ze wspomnień kołobrzeżan wynika, że sierż. Bihow miał zostać rozstrzelany. Prokurator próbował wyjaśnić tę możliwość, ale żadna z instytucji nie odpowiedziała. Nie znaleziono także miejsca pochówku zabójcy. Z moich ustaleń wynika, że Wasil Bihow został skazany na karę śmierci i wyrok ten wykonano. Świadkiem rozstrzelania tego żołnierza miał być kołobrzeski milicjant - Marian Woźniak.
Irena Porodzińska została pochowana na cmentarzu przy ul. Mickiewicza. W okresie późniejszym, jej ciało ekshumowano i przeniesiono na obecny cmentarz komunalny.
Robert Dziemba
Jak sowiecki żołnierz zamordował 24-letnią kołobrzeżankę w Radzikowie

UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.