To było pierwsze polskie Boże Narodzenie w mieście nad Parsętą. Ruiny jak wzrokiem sięgnąć. Braki aprowizacyjne. Wszędzie Sowieci i szerzący się nocą terror. Ale te święta były niezwykłe. Dla jednych to święta w polskim mieście, dla innych pierwsze święta po wojnie. Nie było problemu z choinką. Tych było wszędzie dość sporo. Ozdoby jedni wykonali lub kupili, ale większość przywiozła ze sobą. Święta obchodzono ze sobą w poszczególnych budynkach. Razem świętowały całe kamienice i pionierzy z podobnych zakątków Polski.
Swoje Boże Narodzenia wspomina Krystyna Gawlik, w Kołobrzegu mieszkająca od października 1945 roku. Przyjechała tu z Lublina. Na jej drzewku bożonarodzeniowym zawisły ozdoby lubelskie, które ze sobą przywiozła. Ale święta były bardzo skromne, za to radosne, bo to wreszcie święta bez wojny. Wieczorem, zebrały się grupki mieszkańców, aby wspólnie udać się na pierwszą mszę pasterską w powojennym mieście, którą ojciec Polikarp Maciejowski odprawił w małym kościele nad Parsętą. Była to skromna uroczystość, ale piękna, z kolędami, z dużym zaangażowaniem mieszkańców. Potem, powrót mrocznymi ulicami do domów. Nie było ozdób choinkowych na placach, nie było świątecznej atmosfery na ulicach. Do domów przemykały cienie. Ale od czegoś trzeba było zacząć. Rok później było już zupełnie inaczej.
Artykuł powstał w ramach zadania "Opracowanie i wydanie w formie książkowej, publikacji przedstawiającej w sposób kompleksowy wybrane zagadnienia historii Kołobrzegu po roku 1945 do czasów współczesnych", współfinansowanego ze środków Powiatu Kołobrzeskiego
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.