W czasach katolickich, w mieście nad Parsętą spalono tylko jedną czarownicę. Wbrew twierdzeniom współczesnych protestantów, stosy pięknie płonęły właśnie w czasach nowej religii.
Już w XI wieku w Kościele katolickim pojawiała się odpowiedź na szerzące się ruchy heretyckie, które odstępowały od zasad jedynej wiary i interpretowały biblię. Działania represyjne wobec tych grup nastały nieco później. Początkowo, władze kościelne stawiały na upomnienie, pokutę, ekskomunikę. Ale władze świeckie w odstępowaniu od norm wiary widziały także działanie przeciwko ustalonemu porządkowi. I pomimo, że już we wczesnym okresie walki z herezją płonęły stosy, to jednak Kościół stawiał zamiast walkę orężem, walkę na argumenty. W XII wieku uregulowano prawnie kwestie związane z dochodzeniami wobec herezji, rozdzielając kompetencje ramienia duchownego i świeckiego. Wreszcie, w 1216 roku papież Honoriusz III zatwierdził zakon dominikanów, który miał walczyć z herezją.
Zarzut herezji był niezwykle wygodny i wykorzystywany w całej Europie. Służył również do walki politycznej, czego dowodem jest proces templariuszy z początku XIV wieku. Historycy związani ze stroną kościelną, próbują wybielać działanie Kościoła, wskazując, że postępowanie inkwizycyjne zostało zdemonizowane przez pisarzy i media. To po części prawda. Wielu wskazuje, że celem Kościoła było nawracanie na wiarę i zapewnienie życia wiecznego. Taka była intencja, jednakże jak zawsze, wykonanie było od nich dalekie. Zarówno cesarstwo i papiestwo wykorzystywało inkwizycję do swoich celów politycznych.
Naszym tematem nie jest jednak sama inkwizycja, ale palenie za czary. Na podkreślenie zasługuje wszakże fakt, że wiara w czary i uprawianie czarów, nawet jeśli było tylko elementem oskarżenia, samo w sobie było sprzeczne z nauką Kościoła, oznaczało wiarę w diabła i kończyło się śmiercią, albo podczas tortur, albo na stosie (ewentualnie w innej wyszukanej metodzie pozbawiania życia). Dziś, zarzuty jakie stawiano kobietom, ze strony donosicieli można określić nowożytną esbecją, a co do czynu - czystą abstrakcję. Kobiety, szczególnie w czasach protestanckich, można było oskarżać o wszystko i bez specjalnych dowodów. Uroki, czary, zaklęcia i ich skutki, był zmyślone, wiązały się z uprzedzeniami i załatwianiem własnych interesów w stosunku do oskarżonych. W czasach katolickich, wiele kobiet od zarzutów uwalniano. W 1486 roku ukazała się książka "Młot na czarownice" (Malleus Maleficarum), autorstwa niemieckich inkwizytorów Sprengera i Kramera. Stała się ona na kilka wieków kodeksem przeciwko czarownicom, oznaczającym nie tylko, jak atrybuty czarownic rozpoznać, ale też jak im przeciwdziałać. I choć wykorzystywano ją w krajach katolickich, w tym w Polsce, to jednak walka z czarownicami była generalnie domeną krajów protestanckich. Walką z czarownicami szczycił się zarówno Luter jak i Kalwin.
Na Pomorzu, w okresie protestanckim, który przypadł na czas średniowiecznego zapóźnienia cywilizacyjnego, palenie czarownic było bardzo modne. Warto tu podkreślić, że w czasach katolickich, w Kołobrzegu stos z czarownicą nie zapłonął ani razu. W 1527 roku aresztowano żonę Piotra Knake. Kobietę, nieznaną z imienia, oskarżono o czary, ale postawiono jej również inne zarzuty. Zmarła podczas tortur. W XVII wieku, wiele zasług w wyszukiwaniu czarownic miał fanatyczny pastor kolegiaty kołobrzeskiej Jan Colberg. W historiografii zasłynął z utrudniania pogrzebu Macieja Krockow-Krokowskiego, wybitnego dyplomaty ostatniego księcia pomorskiego Bogusława XIV i królów polskich, który zmarł 16 marca 1675 roku, a jego pogrzeb odbył się dopiero 1 czerwca tego roku (pochowano go w małym kościele nad rzeką). Był to jego ostatni występek, bowiem donos z kołobrzeskiego garnizonu pozbawił go stanowiska kościelnego. Jednak w latach 1663-1675 z pięknej barokowej ambony w kolegiacie głosił kazania na bazie "Malleus Maleficarum". Uczył wiernych, jak wyszukiwać czarownice, przestrzegał przed ich wielce szkodliwą działalnością, przedkładał przykłady z innych części Pomorza, a przede wszystkim zachęcał do wydawania kobiet oddanych szatanowi. Dzięki jego działalności na stosie spłonęły dwie czarownice z Kołobrzegu, trzy kobiety z Charzyna, dwie z Niekanina, a wreszcie dwie siostry z Ustronia Morskiego, również oskarżone o czary. W Kołobrzegu, w czasach nowożytnych stosy rozpalano przed Bramą Młyńską.
Na Pomorzu, ostatni stos zgasł dopiero w XIX wieku. Dopiero obecnie, niektóre kobiety są rehabilitowane. Tak stało się w Słupsku, a także trwa w Gdańsku, gdzie część mieszkańców chce rehabilitacji Anny Kruger. W Kołobrzegu, większość kobiet jest bezimienna. W miejscu, gdzie palono czarownice, znajduje się dziś droga (okolice skrzyżowania ulicy Budowlanej i Młyńskiej).
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.