Bombardują radnych zaniepokojeni mieszkańcy naszego miasta, że pierwsze budynki komunalne na Witkowicach do dziś nie zostały zasiedlone, chociaż wszystkim zainteresowanym i zakwalifikowanym obiecywano, że nastąpi to we wrześniu, a później, że na początku października. Złośliwi twierdzili, że klucze miały być wręczone przed wyborami. Jeszcze bardziej złośliwi twierdzą, że będą przed wyborami, ale kolejnymi. Ja jestem realistą i uspokajam, że może jednak warto jeszcze chwilę poczekać, żeby wprowadzić się do w pełni wykończonych budynków, chociaż wiem, że są i tacy, którzy od miesiąca siedzą na walizkach, bo obiecali opuścić dotychczas wynajmowane mieszkania na rynku wtórnym. W zasadzie, nie wiemy kiedy odbędzie się uroczystość wręczenia kluczy, oby szybciej, niż później. Przy okazji zwracana jest nam uwaga, że klucze kluczami, ale teren nie jest w ogóle zagospodarowany i bloki stają jakby w szczerym polu. Nie sądzę, żeby jesienią i zimą miało się to jakoś radykalnie zmienić. A może?

Przy okazji tego tematu i świadomości, że wprowadzą się tam rodziny z dziećmi, ludzie młodzi, którzy też mogą mieć w planach powiększenie rodziny, zadajemy sobie pytanie, czy aby urząd nie powinien pochylić się nad korektą obwodów szkół na terenie miasta. Najbliżej jest do Szkoły Podstawowej nr 6, która pęka w szwach. Spora w niej część dzieciaków to mieszkańcy sąsiedniej gminy. Mieszkańcy ul. Mazowieckiej też domagają się, żeby ich dzieci nie musiały jeździć do „jedynki”, bo przecież „szóstkę” mają bliżej. Jest problem.

Za komuny, gdy planowano rozbudowę miasta i budowę kolejnych osiedli, zawsze szły za tym decyzje dotyczące budowy nowych szkół lub korekty ich obwodów. Przyrostu już nie mamy takiego, jak w latach 70-tych lub 80-tych, ale też nie ma klas 35-osobowych, jak moja klasa „D” w SP nr 4, 40 lat temu. Nie mniej, władze samorządowe muszą wziąć pod uwagę te kwestie, gdy planują budowę kolejnych bloków z mieszkaniami na wynajem. Niby te Witkowice były naturalne, ale teren trudny do inwestowania. Mieliśmy lepsze tereny, jak działki przy ul. Tarnowskiego (w obwodzie SP nr 7), od których musimy trzymać z dala deweloperów.

Gdy tak sobie rozważamy sprawy problemów oświatowych, a w szczególności kolejnych naborów do klas pierwszych, to zastanawiam się, czy w mieście jest w ogóle klimat do poruszenia kwestii fundamentalnej – czy kołobrzeska sieć szkół odpowiada gęstości zaludnienia? Czy może powinniśmy dokonać jej korekty, ale nie przez zamykanie obiektów, ale budowę nowych, kosztem tych które mają problem z naborem? Od lat mówi się, że przy ul. Mazowieckiej powinien zostać wybudowany nowy obiekt szkolny i przedszkolny, by zmienić ciążenie i skrócić drogę do szkoły dla sporej grupy dzieci.

Albo: co zrobić ze szkołą w Podczelu, której funkcjonowanie z powodów ekonomicznych jest nieuzasadnione, ale jest bardzo potrzebna z powodów społecznych, jako centrum aktywności osiedlowej i obywatelskiej? Czy może zamiast planować na tym osiedlu budowę kolejnych apartamentowców lub hoteli (mam takie wrażenie, że Kołobrzeg osiągnął już pewien poziom nasycenia), tam właśnie zrealizować budownictwo mieszkaniowe z lokalami na wynajem, dla ludzi młodych i dla młodych rodzin? Bo jak wiadomo, więcej ludzi młodych, to więcej dzieci. A jak więcej dzieci, to szkoła się cieszy.

Czy zbliżająca się kampania wyborcza do samorządu wymusi na nas, czyli tych, którzy będą jej uczestnikami poważne pochylenie się nad wskazaną problematyką, czy może ważniejsze będzie oblepienie budynków i płotów płachtami z reklamą wyborczą? Wartość samorządowca nie jest mierzona ilością uśmiechów i uścisków rąk, czy karnym głosowaniem w dyscyplinie partyjnej. Samorządowiec, który ma mandat do pełnienia swojej funkcji musi stawać w prawdzie i o tej prawdzie mówić otwartym tekstem. Obawiam się, że ten problem może zostać w kampanii zmarginalizowany przez część komitetów. Bo tak jest wygodniej. I bezpieczniej.

Jacek Woźniak