Każda władza ostrzyła sobie zęby na media. SLD, Platforma czy teraz PiS. Wszystkie te partie bezwzględnie majstrowały przy procedurach prawnych i kombinowały, jakby tu wejść do gry o wielkie pieniądze, ale także o władzę. Politycy w Kołobrzegu nauczyli się kupować dziennikarzy od bardziej doświadczonych kolegów z Warszawy. A jednak, gdy dziś PiS przejmuje, kupuje i zastrasza wszystko, co niezależne, gdy odwracamy swoją głowę i widzimy, że czerwona linia dawno została przekroczona, zastanawiamy się, co dalej.
20 lat temu, gdy SLD wygrało wybory, przystąpiło do zabawy w spółkach Skarbu Państwa, które wchodziły w zasób mediów publicznych. „Świat się zmienił” w miesiąc. A potem przyszedł Rywin do Michnika… Potem, gdy w 2005 roku nastało PiS z akolitami: Samooobroną i LPR, robili to jeszcze bardziej skutecznie: zwalniali faksami, odwoływali w nocy, wcześniej zmieniając prawo i pod jego fasadowym wpływem twierdzili, że to uprawnia ich do przejęcia mediów publicznych. Gdy do władzy szła Platforma Obywatelska, miała usta pełne frazesów dotyczące wolności słowa i reformy mediów publicznych. Tzw. „Przychodnia” wygłaszała cudowne postulaty, miejscami oderwane od rzeczywistości, a potem zrobiono to po swojemu: skok na media publiczne oznaczał fuchy dla swoich. Byli to ludzie z tzw. doświadczeniem, ale w dużej części cechowała ich jedna rzecz: wasalizm. Skoro Platforma mogła zgwałcić system w majestacie wolności słowa, gdy do władzy doszedł PiS, stwierdził, że może sobie gwałcić co chce. Zmieniono prawo, odbierając Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji kompetencje kadrowe, zabrano je radom nadzorczym i zaczęto się bawić w rozdawanie stanowisk komu popadnie. Bo jak inaczej Jarosław Banaś mógł dostać pracę na stanowisku kierowniczym w Radio Koszalin? I co? Trochę poszumiano, krytykowano media publiczne, a gdy szum ustał, zobaczcie kto tam chodzi, a mówił, że nie będzie. Wpiszcie w komentarzach nazwiska polityków z SLD i Platformy.
Tak działa ten kłamliwy system. Nikomu nie zależy na uzdrowieniu sytuacji. To tylko same media lub ich pracownicy krzyczą, gdy im się miesza w interesach, bo się nie dogadali z politykami. Jakoś cicho w tym „Polsacie” o TVN24. A jednak, w obronie TVN24 trzeba stanąć z jednego powodu, bez względu, czy lubi się tę stację, czy nie, czy faktycznie jest ona ostoją wolnego słowa, czy to tylko zaklinanie rzeczywistości. Przez 1,5 roku KRRiT nie wydała jej koncesji, choć to formalność. Tam nie ma nad czym myśleć. Widać jednak, że organ regulacyjny, jakim jest KRRiT doskonale wiedział, że w przypadku odmowy, każdy sąd przyzna nadawcy rację i wygra on w kilka miesięcy. I KRRiT będzie musiała mu tę koncesję wydać. To dlatego czekano do końca i dopiero w finale przystępuje się do zmiany prawa. Żeby TVN24 musiał wyłączyć nadajniki, żeby nie miał już czasu na manewr. Nawet jak sądy same stwierdzą niekonstytucyjność uchwalanej ustawy, jej niezgodność z traktatami, to w gotowości czekają pseudosędziowe z trybunału Przyłebskiej, gotowi zrobić, co prezes nakazuje.
W Polsce, co pokazuje rzeczywistość, gdy mediów nie da się zagłodzić brakiem reklam, choć mają one ogromne audytoria, gdy nie można ich skupić, aby potem je upartyjnić, trzeba użyć ustawy. To także ma pokazać miejsce innym dziennikarzom: możemy zamknąć was jedną zmianą w prawie prasowym. Albo zrobią to tak, żebyśmy nie mogli skutecznie zadawać pytań, albo krytykować (bo teraz krytyka co hejt, prawda?). Dla mnie, sprawa TVN to bezpiecznik naszej demokracji. Jeśli chcemy dowiedzieć się, na ile nasza demokracja jest wolna, trzeba sprawdzić, na ile wolne są media. Jak widać, przy tej władzy nie są.
Robert Dziemba
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.