Dzisiejszy pożar, który wybuchł w starej stodole w Karkowie, pokazuje moc żywiołów i niemoc ludzi, zwłaszcza w okresie zimowym.
Pożary zimą, zwłaszcza w terenach wiejskich, gdzie jest większy mróz niż w mieście, należą do trudnych lub wręcz ekstremalnych. Największy problem to środek gaśniczy. Strażacy na miejscu dysponują kilkunastoma tysiącami litrów wody, w zależności od tego ile wozów gaśniczych przybędzie. Dopiero w tedy okazuje się, jak cenny jest sprawny hydrant. Tyle, że zimą hydranty często zamarzają. W Karkowie na szczęście na dwa - jeden był sprawny i udało się kontynuować akcję gaśniczą.
Ale gaszenie to nie jest łatwa sprawa. Przy ujemnych temperaturach i wiejącym wietrze, gdy temperatura odczuwalna jest niższa, woda szybko zamarza, zwłaszcza pod zdławieniu ognia. Wokół gaszącego powstaje lodowisko. Zresztą, taki strażak sam zaczyna zamieniać się w sztywniaka, bo zamarza na nim woda. Niestety, takie gaszenie zwiększa też straty. Zimą osuszenie budynku jest trudne, choć akurat w tym wypadku nie było już czego ratować: zwalono szczyt, a obiekt nadaje się do rozbiórki.
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.